wtorek, 12 stycznia 2010

lucy remember

`ostatnie dwa tygodnie wydają mi się jednym wielkim abstrakcyjnym snem, w którym odgrywam główną rolę zawirowanej smarkuli. bo zdarzyło się naprawdę wiele.`

`tak, ona naprawdę ma na imię Pamela i naprawdę żartobliwie nazwałam ją jeszcze przed zobaczeniem się z nią 'Kobietą Mojego Życia'`

`zatem poszedł, uprzednio prosząc panią z obsługi, by zerkała na mnie czasem, bo niezbyt dobrze się czuję. miał rację, czułam się fatalnie. cholernie żałowałam, że tyle wypiłam i wiem, że już więcej tyle nie wypiję nigdy w życiu, nigdy-nigdy-nigdy. chciałam jak najszybciej wytrzeźwieć, ale czułam, że to jeszcze nie czas, więc skupiłam wzrok na herbacie i sprawdzaniu co pół minuty, czy już wystygła. w przygnębieniu przymknęłam oczy i wylądowałam cichutko nosem w herbacie, co sprawiło, że oczy pozostawiłam już otwarte. nie wiedziałam, ile minęło czasu, ale w końcu zaczęło mi się robić niedobrze, a jak na złość ta cholerna łazienka była wciąż zajęta. po dłuższej chwili do pomieszczenia wszedł zdyszany Filip przyprószony śniegiem, a za nią jakaś ładna dziewczyna o niedługich, brązowych włosach. przyjaciel pochylił się nade mną, położył mi rękę na ramieniu i widząc moją nietęgą minę, powiedział do mnie cicho, ale stanowczo: "chodź do łazienki." pokręciłam rozpaczliwie głową i odparłam, że "nie mogę. Jest zajęta, ciągle..." przełknęłam wzbierające się w przełyku śniadanie, odliczając sekundy. Pamela zbliżyła się z uśmiechem i wyciągnęła dłoń ze słowami "cześć, Pamela jestem". i nadszedł finał. odpowiedziałam niemrawo z ręką przy ustach "Klaudia, miło poznać" i puściłam, za przeproszeniem, bełta pod stolik. cichutko, niezauważalnie. w chwili, gdy go wypuściłam, zwolniła się ta pierdolona łazienka.`

`gdy skończyłam w myślach rozpaczać "O MÓJ BOŻE. porzygałam się w swojej ulubionej kawiarni w czasie pierwszych sekund poznania się z Kobietą Mojego Życia!", zauważyłam, że jest nas pięcioro, nie troje.`

`i, Krokodylku, nie uwierzysz! Pamela wzięła mnie pod ramię, a potem za rękę i prowadziła mnie przez chodnik do tej kolejnej kawiarni, śmierdzącą, pijaną i zarzyganą nastkę. to mnie oczarowało. śmierdziałam, prawie obrzygałam jej buty, a ona nadal była dla mnie szczerze miła.`

`paliliśmy mentolowe marlboro, piliśmy herbatę i czekoladę, N. z A. całowały się na kanapie, Filip jak zwykle wyczyniał cuda wianki z wygłupami, a Pamela trzymała mnie na kolanach (NAPRAWDĘ! Nie dość, że przyprowadziła mnie tam za rękę, to jeszcze wzięła na kolana z własnej inicjatywy, sama to zaproponowała, chociaż mieliśmy przy stoliku dużo miejsca!).`

`przy pożegnaniu podobnym, jak poprzednio, czułam, jak jej usta smakują truskawką.`

`czy tak wygląda związek naprawdę? czuję się wręcz trochę przytłoczona i nagle muszę się uczyć wszystkiego na nowo...`


[fragmenty z listu do Krokodylka]