niedziela, 31 maja 2009

oblivion

Chciałabym wierzyć, że rzeczywiście wyrwałam się już na zawsze od tych toksycznych oparów. Całe szczęście, że nastąpiło to teraz, a nie później.
Niekiedy budzi się we mnie narwana, zbuntowana nastolatka. W różnych momentach mojego istnienia mówi mi nagle `Sprzeciw się! Zbuntuj, nie mają prawa ci rozkazywać, to twoje życie!`. Wtedy pytam, po co mam się buntować, a ona mi odpowiada, że dla siebie, ot, tak sobie, bo mogę się wykręcić trudnym wiekiem. Usilnie z tym walczę, bo zamiast porywczo wszystko niszczyć, staram się zbudować podstawy do tego, by uważać się za osobę dojrzałą. Niekiedy to jest niestety silniejsze i potrafię władować komuś dawkę gorzkich słów, ale to nie przynosi mi praktycznie żadnej satysfakcji.
Niedługo koniec roku, może jednodniowy wyjazd jeszcze przed Mazurami. Mama stwierdziła, że się zastanowi, więc to moje chwile prawdy. Rozpoczęłam akcję "Córka Odpowiedzialna", czyli przekładam swoją miłość do niej na czyny. Dzisiejszego ranka pozmywałam po wczorajszej imprezie rodzinnej, przyniosłam dwa baniaki wody oligoceńskiej, a gdy wzięłam smycz i zaproponowałam psu spacer (bez poprzedniego upomnienia mamy!), rodzicielka spytała się mnie, czy aby na pewno dobrze się czuję, może potrzebuję jakiejś wizyty u doktora Klamki. Zaczęła się zastanawiać, czy nic od niej nie chcę, a ja tymczasem staram się, by sprzątanie po sobie i własnowolne spacery z psem weszły mi w nawyk. Z drugiej strony to wspaniałe przygotowanie się do osiągnięcia piętnastego roku życia, skoro tak śpieszy mi się do dojrzałości i dorosłości.
Piszę scenariusz musicalu, który bardziej widziałabym na deskach teatru, niżeli na wielkich ekranach kin. Pierwszy w życiu scenariusz, ktory nigdy nie ujrzy światła dziennego. Pisany dla własnej satysfakcji. Planuję przetłumaczyć go na angielski... kiedyś. Grunt to inspiracja i przyjemne wirowanie wyobraźni w głowie.
Kawaler osładza mi zieloną herbatę pitą w przyjemnie cichej samotności. Mam zaległe trzy kawy, po wystawieniu ocen będzie trzeba je nadrobić!
I zagłuszyć libido.

czwartek, 21 maja 2009

missed

Soon there'll be Flowers in the river,
Tears been shed,
You'll be missed.



Szkoda mi. Bardzo mi szkoda.
Wróciłam z Londynu. Tutaj już nie jestem w stanie uciekać przed samą sobą.
Skończyła się sielanka z akcentem brytyjskim w tle. To jest życie, moi drodzy. Po kilku dniach, w których powtarzałam sobie, że wszystko będzie dobrze, nagle wszystko zwaliło się mi, nam na głowę. Cholernie się boję. Czas wydaje się taki niedościgniony. Moje serce waży teraz kilkanaście kilogramów więcej. Czy to złośliwość losu? Czy może obserwuje, wystawia nas na tak ciężką próbę? Chwilami mam histeryczną ochotę wsunąć dwie paczki aviomarinu. Błagam, dajcie nam szansę być. Włożę w te starania całe swoje serce, ale nie odbierajcie mi najwspanialszej części mojego życia, jaką kiedykolwiek mi dano.

Desperacko chwytam każdy jej uśmiech, każde spojrzenie czekoladowych oczu. To było bardzo piękne i bardzo smutne pożegnanie.
Damy radę?

I throw my flowers in the river
The tears have been shed, you are missed