czwartek, 2 kwietnia 2009

może

Zrobiliśmy wczoraj kawał naszej polonistce, na Prima Aprillis. Podzieliliśmy się na grupki i pochowaliśmy w różnych częściach szkoły, pozostawiając na drzwiach klasy karteczkę z informacją, że klasa druga ce odrabia dzień wagarowicza. Dorzuciliśmy jeszcze ważkie post scriptum "Pobawmy się w chowanego".
Pani przyznała, że to był najlepszy kawał w całej jej nauczycielskiej, piętnastoletniej karierze, którą... kończy za miesiąc.
Szok, a potem śmiech. Myślelismy, że żartuje, zważając na datę. Ale nie żartowała. Po cichu zdjęłam okulary i wytarłam ukradkiem wilgotne oczy. Moja ulubiona nauczycielka! Odchodzi sobie do jakiegoś głupiego ministerstwa rolnictwa.
Wieczorem pojechałam z niewielką grupką z klasy do teatru Buffo, na "Metro". Świetne efekty świetlne, miła dla ucha muzyka. Tylko koniec głupi, o. A po trzydziestu minutach odkąd usiadłam na swoim miejscu rozkminiłam, że główną bohaterkę gra Natasza Urbańska. Wyszłam z teatru zadowolona z obcowaniaze sztuką. Spotkałam panią L., wygarnęłam że jej nie wierzę i ma nam to powtórzyć jeszcze jutro, bo to niewiarygodne - przyjęła to ze śmiechem, przytulając mnie lekko i całując w policzek. Czy coś w ten deseń. Mało się znów nie poryczałam.
Tata odebrał mnie i zabrał na kebaba, kiedy ze zgrozą dowiedział się, że ostatni posiłek, który jadłam, to kolacja dzień wcześniej. Zjadłam jeszcze kilka krówek w autobusie, a w bufecie w teatrze kupiłam sobie batonika od biedy. Cztery złote za snickersa, czujesz to, tato?! Masakra. Chyba jestem trochę głodna...
W domu napiłam się wody, szybko odpaliłam komputer żeby to i owo posprawdzać, a potem ległam w łóżku. Pościel pachniała - truskawkami i naszą bliskością, szczęściem, które zaznałam z Nią jeszcze tego samego dnia, przed wyjściem do teatru. Siedem miesięcy minęło. Omedetō gozaimasu.
I, oczywiście, wszystkiego najlepszego dla Lis z okazji April-Lisa. Sporo już zleciało!
Kwiecień plecień ładny miesiąc ale niech już idzie.
A w ogóle, to weekend majowy nie będzie taki, jaki sobie wymarzyłam. Ech. Trudno?
Jutro mam tylko trzy lekcje, półgodzinne na dodatek - przerwy dwie, trwają pięć minut, więc kończę o 9:40. Aż mi się nie chce iść, bo pani od matematyki powiedziała, że jej trzydzieści minut wystarczy i będzie przepytywać, a jestem w grupce, która pójdzie na pierwszą łapankę. Ups.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz