przedwczoraj pokazałam tacie swoje ulubione zdjęcie z dzieciństwa. ja, na jego rękach, malutka, uśmiechnięta, z błyszczącymi, brązowymi oczkami. gdzieś z boku ręka mamy trzymająca łyżeczkę, wyciągniętą w moją stronę /niejadek straszny ze mnie był!/.
wspominaliśmy sobie. między innymi to, że tata przez całe moje dzieciństwo nazywał mnie bączkiem i dopiero, jak miałam z 9-10 lat, to się zbuntowałam i nie byłam już od tamtej pory tak nazywana.
tata: ale ty zawsze będziesz dla mnie moim ukochanym bączkiem.
/nawet wtedy, gdy powiem Ci, tato, że jestem bi?/
ja: skąd wiesz, nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.
t: *uśmiech* ty możesz nie wiedzieć.
j: *parsk* ty też.
po raz pierwszy od tak bardzo, bardzo długiego czasu tak pięknie powiedział mi, że mnie kocha. ale nie... nie.
tato, kochasz tę heteroseksualną Klaudię, która nie ma zagrożeń z przedmiotów w szkole, odnosi sukcesu z polskiego i rzadko zawraca Ci głowę. tę Klaudię, którą muszę przed Tobą grać, a nie mnie, tą prawdziwą.
ta rozmowa bolała bardziej, niż jakakolwiek nasza kłótnia...
niedziela, 21 lutego 2010
it's not me, daddy
Etykiety:
lęk,
miłość,
myśli,
noc,
przyszłość,
tata,
uczucia,
wątpliwości,
wspomnienia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz